W Internecie krąży list od rekuta z Marines, napisany do kochanych rodziców i rodzeństwa mieszkających na farmie. Jak ciężko jest w Korpusie i czy zagubione wiejskie dziecko da radę w wielkim mieście? Jak wygląda życie wśród gangsterów i raperów z blokowisk? Czy napisze rodzicom prawdę? Przeczytajcie sami.
.
Jest mi dobrze w Marines. Mam nadzieję, że wy też trzymacie się dobrze. Powiedzcie moim braciom Waltowi i Elmerowi, że w Marine Corps jest najlepsza robota jaką mogą znaleźć. Powiedzcie im koniecznie, aby zaciągnęli się jak najszybciej, zanim zabraknie miejsc.
Po przyjeździe dręczył mnie niepokój, bo można wylegiwać się w łóżku aż do prawie 6 rano, ale udało mi się przyzwyczaić i teraz kładę się spać dosyć późno. Powiedzcie Waltowi i Elmerowi, że wszystko co trzeba zrobić przed śniadaniem to posłać łóżko. Nie trzeba zanieść wiader pomyj dla świń, ani doić krów, ani z mieszać paszy, rąbać drewna, rozpalać ognia. Praktycznie nic.
Rano każą się ogolić, ale nie jest źle, jest ciepła woda. Śniadanie jest pełne frykasów jak soki owocowe, płatki, jajka, boczek, itp, ale nie liczcie na kotlety, ziemniaki, szynke, stek, smażony bakłażan, zapiekankę czy inne normalne jedzenie. Powiedzcie Waltowi i Elmerowi, że zawsze można siedzieć obok dwóch chłopców z miasta, którzy żyją tylko na kawie. Ich jedzenie, plus twoje, trzyma cię aż do południa, kiedy dadzą obiad. Nic dziwnego, że te mieszczuchy szybko puchną podczas zaprawy.
Codziennie idziemy na „zaprawę”, to są dłuższe spacery, które jak mówi sierżant szef mają nas utwardzić i zgrać ze sobą. Jeśli on tak myśli, to nie jest moją rolą, aby mu powiedzieć, że to nic trudnego. A taka „zaprawa” to jak spacer do naszej skrzynki na listy w domu. Potem mieszczuchy dostają odparzeń stóp i wszyscy jedziemy z powrotem w ciężarówkach.
Sierżant jest jak nauczyciel w szkole. Ciągle zrzędzi. Kapitan jest jak dyrektor szkoły. Majorzy i pułkownicy po prostu wpadają czasem, ale nie trzeba się nimi przejmować.
A teraz Walt i Elmer zadławią się śmiechem. Wciąż otrzymuję medale za strzelanie! Nie wiem dlaczego. Czarne pole w tarczy jest tak duże jak głowa wiewiórki i tak blisko jak do stodoły i jeszcze nikt nie strzela do ciebie jak dzieciaki sąsiadów z wiatrówki. Wszystko co masz zrobić, to leżeć wygodnie i trafiać raz za razem. Nawet nie trzeba załadować własnych naboi do magazynków. Dostajemy je w pudelkach już gotowe!
Następnie mamy to co nazywają szkoleniem do walki wręcz. Ale jak tu walczyć z chłopakami z miasta? Muszę naprawdę uważać, można ich łatwo uszkodzić. To nie jest nawet jak przewrócenie i związanie cielaka na farmie. Ode mnie jest lepszy tylko jeden kafar z Jordan w Silver Lake. Udało mi się go pokonać tylko jeden raz. Wstąpił się w tym samym czasie co ja, ale przy moich 1 m 65 cm i 60 kg nie jest łatwo z osiłkiem 1 m 95 cm i 120 kg.
Pamiętajcie, aby powiedzieć Waltowi i Elmerowy, że trzeba się spieszyć i zaciągnąć przed innymi, zanim zabraknie miejsc!
Wasza kochająca córka,
Alicja
PS. Posyłam 200 $ na dach do stodoły i na nowe zęby dla mamy.
Zdjęcia Wikipedia
Leave a Reply